Dziś mam dla Was wpis łączący denko i kilka nowości które pojawiły się u mnie w ostatnim czasie. Część z nich mogę Wam już polecić, z niektórymi dopiero poznaję się lepiej. Zapraszam do czytania i oglądania 🙂
Mogę śmiało powiedzieć, że duma mnie rozpiera, bo sukcesywnie uszczuplam moje kosmetyczne zbiory. Może i daleko jeszcze do minimalizmu, do którego w sumie nie dążę, ale jest już znacznie lepiej. Pozbyłam się nadmiaru który zaczynał mi ciążyć, pojawiło się kilka nowości których faktycznie potrzebowałam (lub otrzymałam do testów) i teraz dokupuję kosmetyki tylko w przypadku kiedy coś mi się skończy.
Dotyczy to kremu pod oczy oraz produktu do mycia twarzy. Poniżej możecie zobaczyć dwa denka – serum pod oczy z algami morskimi i koenzymem Q10 marki Ava oraz galaretkę do demakijażu LovingEco.
♦ serum Avy to ten rodzaj kosmetyku który ma się wrażenie że nigdy się nie kończy. Długo mi zajęło żeby dobrnąć do dna, ale udało się. Lubiłam je, było treściwe, dobrze nawilżało skórę pod oczami, ale trochę już mnie zmęczyło. Jego następcą będzie najprawdopodobniej krem pod oczy Beauty Oil . Zgarnia bardzo dobre opinie i z chęcią go wypróbuję.
♦ galaretka to kosmetyk co do którego mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest to ciekawy produkt o nietypowej konsystencji która przypadła mi do gustu, ale kiedy przychodzi do działania… Nie była zbyt skuteczna w zmywaniu makijażu, co mi akurat nie przeszkadzało, bo w tym celu stosuję olejek a następnie żel lub mydło, a delikatnego produktu używam tylko rano. Ale jeśli szukacie uniwersalnego kosmetyku, który również pomoże pozbyć się resztek makijażu, to możecie być rozczarowane. I nie mówię tu o wodoodpornym tuszu do rzęs. Kiepsko domywa nawet podkład, chyba że pomożemy jakąś ściereczką lub gąbeczką. Więc nie jestem ani na tak, ani na nie. Zużyłam z przyjemnością, bo zapach, formuła, skład – wszystko super i na moje potrzeby była wystarczająca, ale nie mogłabym jej tak z całym przekonaniem polecić. Sama być może do niej wrócę, bo trzeba przyznać że świetnie nawilża skórę, więc jeśli borykacie się z przesuszeniem a na przykład rzadko malujecie – to może być dobry wybór!

Co planuję zakupić w miejsce serum już wspomniałam, zaś do mycia twarzy tym razem postawiłam na piankę i jest to kosmetyk Łotewskiej marki Kivii, która już od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie. Ma w składzie ekstrakt z czarnej porzeczki, oliwę z oliwek oraz wyciągi z jabłka i rumianku. Na ten moment niewiele o niej mogę powiedzieć, ale na pewno jest bardzo delikatna, zostawia buzię miękką i ukojoną. Pachnie… specyficznie. Nie jest to zapach który powala na kolana ale i nie drażni. Więcej na jej temat opowiem w którejś z kolejnych dedycji denkowej serii.

Kupiłam ją w drogerii Eco&well.
Jeszcze kilka denek z ubiegłego miesiąca. Wszystkie skończone z dużym żalem, bo to moi ulubieńcy!

Oraz kilka nowości które wpadły ostatnio w moje ręce:

♦ serum LIQ CC Rich z witaminą C zdobyte w rozdaniu u Dagmary z bloga Cosmetic Infinity. To jak spełnienie marzeń, bo zajmowało ono pozycję na mojej „chciej liście„. Podobnie serum Bionigree, które producent przesłał mi do testów po publikacji tamtego wpisu. Obydwu produktów użyłam raptem kilka razy i zarówno serum do twarzy jak i do głowy zapowiadają się rewelacyjnie. Na pewno będę jeszcze o nich pisać!
♦ nawilżający krem Lila Mai wpadł mi w oko przy okazji tworzenia wpisu z ładnym designem opakowań. Inaczej pewnie nie zwróciłabym na niego uwagi, a linkując go przeczytałam opis i pomyślałam że brzmi jak mój ideał! Czy się nim okaże, zobaczymy. Nie powiem żebym po pierwszych tygodniach używania wpadła w zachwyt, ale też nie chcę wydawać opinii przedwcześnie. Stosuję go na dzień – ma niewielki filtr UV (4), więc na pierwsze wiosenne promienie słońca jak znalazł.
Trafiły do mnie również produkty marki NOVA kosmetyki z serii GO Cranberry. Moja pierwsza styczność z tymi kosmetykami był to olejek do OCM i z przyjemnością sięgnęłam po więcej – tym razem z kategorii pielęgnacja ciała. Powstanie na ich temat oddzielny wpis, ale mogę Wam zdradzić że fajne są. Oj bardzo fajne!

Ostatnie (bardzo skromne!) zakupy zrobiłam w drogerii Bioorganika, której nowy sklep stacjonarny został niedawno otwarty… stanowczo za blisko mnie. W planach miałam tylko zakup różu prasowanego Benecos, ale znajoma z którą byłam namówiła mnie na peeling 5 zbóż Bani Agafii. Okazał się obłędny. Ma niesamowity zapach, mojej Mamie skojarzył się z kajmakiem i ja mam podobne odczucia. Jest delikatny, ale skuteczny. Ma ciekawy skład, w którym znajdziemy: mielone ziarna jęczmienia, otręby żytnie, zmielone łuski gryki, mleczko owsiane, olej organiczny szarłatu, olej organiczny z kiełków pszenicy. Jest całkiem wydajny (wystarcza na kilka zastosowań, zależy czy użyjemy „po całości” czy tylko na wybrane partie ciała) i kosztuje jedyne 7,50 zł.
Róż który wybrałam ma odcień Mallow Rose i jest idealnie taki jakiego szukałam – bez drobinek, widoczny na twarzy ale wciąż wyglądający naturalnie. Nie ściera się, a dodatkowo jest niedrogi (19 zł).


Z okazji otwarcia nowego punktu, pierwszych dwudziestu Klientów otrzymało całkiem potężną dawkę próbek i gratisów. Załapałam się na nie i testuję co ciekawsze kąski. Udało mi się już wypatrzeć kilka ciekawostek.

Dzięki temu podarunkowi poznałam dwa bardzo udane kosmetyki Zielonego Laboratorium. Znam nieźle ofertę marki, podoba mi się jej filozofia i ciekawe receptury, ale póki co używałam tylko odżywki do włosów. Była ok, ale nie na tyle spektakularna żeby zachęcić mnie do dalszego eksplorowania. A może szkoda, bo zarówno żel pod prysznic z żurawiną i jabłkiem, jak i maska z białą glinką okazały się świetne!
♦ żel pięknie pachnie i ma drobinki żurawiny, które są zbyt delikatne żeby peelingować, ale stanowią przyjemny dodatek. Producent opisuje je jako składnik zawierający witaminy A i C, witaminy z grupy B oraz żelazo, wapń, magnez, fosfor i jod. Mają chronić przed wolnymi rodnikami, zwiększać napięcie skóry i ujędrniać. Czy mają takie działanie trudno mi stwierdzić, ale próbka zachęciła mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania.
♦ maseczka będzie świetnym wyborem dla osób które nie przepadają za mieszaniem glinki w proszku do postaci pasty. To gotowy do nałożenia na twarz produkt. Jest kremowa i nie zastyga całkowicie, więc nie ma potrzeby zwilżania jej. Glinka biała słynie z delikatności, więc będzie odpowiednia dla każdego rodzaju cery w tym naczynkowej i wrażliwej. Polecałabym ją przede wszystkim osobom które potrzebują głębszego ale łagodnego oczyszczenia skóry.
♦ pomadka ochronna Benecos może nie wyróżnia się szczególnymi właściwościami, ale urzekła mnie swoim miętowym zapachem. Jeśli lubicie uczucie chłodzenia na ustach, to polecam! Poza tym sprawuje się poprawnie – powiedziałabym pomadka jak pomadka, ale dla mnie zapach mistrzowski.
Na koniec szampon i odżywka z aloesem Herbatint. Tę markę kojarzyłam z naturalnymi farbami do włosów, okazuje się że mają również szampon i odżywkę przeznaczone do włosów farbowanych, łamliwych i przesuszonych. Co prawda moje nie są ani farbowane ani suche, ale aloes jest jednym z moich ulubionych składników w kosmetykach, miałam więc nadzieję że dobrze spisze się również stosowany na włosach. I nie pomyliłam się. Produkty ślicznie pachną, szampon skutecznie oczyszcza skórę, dobrze się pieni a odżywka pozostawia włosy miękkie i lśniące. Ich farby do włosów mają świetne opinie, więc jeśli szukacie jakiegoś naturalnego zamiennika, warto się im przyjrzeć.

