Być może te produkty wpadły Wam już wcześniej w oko, a część z Was miała z nimi styczność. Moja przygoda z saszetkami Babuszki Agafii zaczęła się od wielkiej miłości do pewnej maseczki. Zapragnęłam więc spróbować więcej! Z pozostałymi produktami bywa różnie – jedne uważam za bardzo udane, inne zupełnie się u mnie nie sprawdziły, część plasuje się po środku. Co mogę Wam polecić, a czego radziłabym unikać i komu? Dowiecie się z dzisiejszego wpisu, zapraszam 🙂
Cechą wspólną wszystkich saszetek jest ich pojemność – 100 ml. Ceny wahają się od około 6 do 15 zł, w zależności od wariantu. Biorąc pod uwagę wydajność tych produktów ceny są naprawdę niskie. Opakowanie uważam za wygodne, można je bez problemu trzymać pod prysznicem, dzięki zakrętce mamy pewność że woda nie dostanie się do środka. Są również lekkie i poręczne, stanowią więc świetną opcję na wyjazd. Nie musimy ich też wyrzucać niezużytych do końca, tak jak w przypadku standardowych próbek (wiecie o co mi chodzi – takich które odrywamy żeby otworzyć). Drobny mankament to dostępność, choć bez większego problemu można je kupić przez internet oraz w niektórych drogeriach stacjonarnych (a może są też w jakiś większych sklepach, tylko o tym nie wiem).
Przechodząc do konkretnych produktów, które testowałam. Od razu zaznaczę, że to pierwsza piątka, ale na pewno sięgnę po więcej. Już idzie do mnie kolejna maseczka do wypróbowania 🙂 (jestem ostatnio maniakiem robienia maseczek!).
♥ zacznę od mojego niekwestionowanego ulubieńca, którym jest maseczka odmładzająca na mleku łosia.

Zawiera:
♦ mleko łosia mające silne działanie odmładzające
♦ różeniec górski bogaty w kwasy organiczne i flawonoidy – przywraca skórze jędrność i elastyczność
♦ ekstrakt z korzenia białej morwy zawierający karoten, witaminy grupy B – wygładza i koi skórę
♦ organiczny biały wosk pszczeli chroni skórę przez odwodnieniem
Polubiłam się z nią na tyle, że trafiła do ulubieńców roku 2016.
Uwielbiam jej zapach, przyjemną konsystencję (określiłabym ją jako budyniową) i oczywiście działanie – skóra po jej zastosowaniu jest miękka, nawilżona i elastyczna.
Dla mnie wszystkie obietnice producenta są spełnione!
Co więcej jej cena jest niewiarygodnie niska w stosunku do wydajności. Za 7 zł mamy zapewnione kilkanaście aplikacji! Nie liczyłam dokładnie, ale używam jej dość regularnie od kilku miesięcy, a ona dalej tam jest 🙂
Cena: 6,76 zł
Widzę po opiniach, że ta wersja maseczki u niektórych osób wywołuje reakcje uczuleniowe, ale u mnie nic takiego nie ma miejsca. Być może któryś składnik potrafi uczulać, więc zaznaczam że tak może się zdarzyć.
♥ drugi w kolejności faworytów jest odżywczy peeling do ciała 5 zbóż. Zakupiony całkiem niedawno, za namową koleżanki która go używa. Powiedziała tylko: bierz, nie będziesz żałować. Nie myliła się!

Co zdaniem producenta robi ten peeling?
- Złuszcza naskórek
- Wygładza
- Nawilża
- Odżywia
- Ujędrnia
Skład jest bardzo ciekawy. Znajdziemy w nim:
♦ mielone ziarna jęczmienia, otręby żytnie , zmielone łuski gryki – usuwają martwy naskórek i oczyszczają skórę z zanieczyszczeń
♦ mleczko owsiane, olej szarłatu, olej z kiełków pszenicy – zapewniają skórze odpowiednie nawilżenie, odżywienie, zmiękczenie, regenerację i ujędrnienie
To co z miejsca urzekło mnie w tym produkcie to zapach. A to ciekawe, bo nie przepadam za słodkimi aromatami w kosmetykach, ale ten jest bardzo oryginalny. Chyba najtrafniejsze porównanie to wata cukrowa!
Działanie też jest przyjemne. Na pewno polubią go osoby które nie przepadają za tłustą warstwą pozostawianą przez peeling. W przypadku tego kosmetyku nie ma o niej mowy. Efekt peelingujący jest moim zdaniem delikatny ale zauważalny. Na uwagę zasługuje nieobecność soli czy cukru, a drobinki w postaci zmielonych ziaren zbóż. Nie spotkałam się wcześniej z takim składem w peelingu! Po zastosowaniu ja muszę użyć dodatkowo balsamu. Preferuję peelingi po których nie ma takiej konieczności, ale tutaj przymykam na to oko, bo ten zapach…
W jego przypadku wydajność oceniam jako dobrą.
Cena: 7,99 zł
♥ kolejny produkt mogę zaliczyć do udanych, choć mam nieco mieszane uczucia – jest to maska do włosów siedmiu sił.

Maska ma odżywiać i nawilżać skórę głowy, wzmacniać cebulki i stymulować wzrost włosów, nie obciążając ich i pozwalając zachować uczucie świeżości i lekkości po umyciu.
Co zawiera w składzie?
♦ olejek cedrowy – źródło witamin E i F – odżywia skórę głowy
♦ korzeń szczodraka krokoszowatego przeciwdziała wypadaniu włosów
♦ mech dębowy (mąkla tarniowa) zawiera olejki eteryczne wzmacniające korzenie włosów
♦ wosk pszczeli nadaje włosom naturalny blask
♦ sok z liści aloesu bogaty jest w aminokwasy – nawilża skórę głowy
♦ łupina cebuli – regeneruje uszkodzoną strukturę włosów, dzięki czemu stają się gęstsze i silniejsze
♦ szyszki czarnej olchy mają działanie kojące i zmiękczające skórę głowy, stymulują również wzrost włosów
Maska ma bardzo ciekawy skład i dobrze działa na moje włosy. Z jednym „ale” – nie mogę nakładać jej na sam skalp, ponieważ za bardzo obciąża fryzurę i wcale nie zachowuje ona świeżości po umyciu. Ta obietnica producenta nie jest więc dla mnie spełniona. W związku z tym trudno mi ocenić jej działanie na porost włosów. Generalnie jest to przyjemny kosmetyk, włosy są po jej użyciu miękkie i lśniące, a tego głównie oczekuję od maski do włosów.
Ten produkt również uważam za wydajny, po kilkunastu aplikacjach zostało mi około pół opakowania.
Cena: 5,71 zł.
Ostatnie dwa produkty celowo zostawiłam na koniec, bo nie mogę powiedzieć żebym była nimi zachwycona.
Peeling do stóp redukcja nagniotków i odcisków
Nie jest to kosmetyk ani zły ani dobry, ale działaniem na kolana mnie nie powalił.

Zdaniem producenta peeling:
- Złuszcza
- Wygładza
- Redukuje odciski i nagniotki
- Zmiękcza
- Regeneruje
W składzie zawiera:
♦ kamczatski pumeks wulkaniczny – stanowi silnie złuszczającą fazę ścierną (z tym „silnie” bym polemizowała)
♦ oleje z igieł sosny karłowatej i kamforowy oraz ekstrakt prawoślazu lekarskiego – regenerują skórę, nawilżają ją, działają przeciwzapalnie, wzmacniają barierę ochronną skóry
Generalnie wszystko dobrze, tylko peeling jest po prostu zbyt delikatny. Nie uważam aby ten wulkaniczny pumeks rodem z Kamczatki robił robotę. Produkt pachnie całkiem przyjemnie (głównie wyczuwam olejek kamforowy), ale to nie jest peeling na większe problemy. Osoby które chcą po prostu wygładzić skórę stóp będą zadowolone, przy bardziej zgrubiałym naskórku sobie nie poradzi.
Cena: 6,99 zł
Rozgrzewający peeling „Kamczacki”
Na koniec totalny, w moim przypadku, niewypał. Myślę żeby komuś go oddać, ale aż się boję… Srub tylko dla osób o mocnych nerwach, a raczej niewrażliwej skórze 🙂

Co robi ten produkt zdaniem producenta?
Ma działanie rozgrzewające, złuszcza zrogowaciałe komórki skóry, otwiera i oczyszcza pory, przyczynia się do głębokiego odżywienia i nawilżenia. Po jego zastosowaniu skóra staje się miękka i gładka.
W składzie:
♦ sól kamczackich źródeł termalnych – wzmaga cyrkulację krwi i odnawia pracę komórek skóry
♦ krasnorosty (Algi brunatne) – zawierają witaminy i karoten, nawilżają, a także mają działanie rozgrzewające
♦ olej sosny górskiej ‘Pumilio’ zawiera aminokwasy, witaminy F i E, dzięki czemu głęboko odżywia skórę
♦ organiczny ekstrakt wiązówki wykazuje działanie kojące i bakteriobójcze
Ja go nie kupiłam, a znalazłam w paczce prezentowej z drogerii Bioorganika, którą otrzymałam na otwarciu ich kolejnego punktu. Jak to ja, musiałam niezwłocznie wypróbować i… jakież było moje zdziwienie kiedy poczułam: PIECZE! Nie należę do osób o wybitnie wrażliwej skórze, a jednak działanie było bardzo nieprzyjemne. Nie wiem, może tak ma być? Ale dla mnie stosowanie kosmetyków to przyjemność, a nie mordęga, więc temu produktowi podziękuję już po pierwszym użyciu!
Cena: 7 zł

I tak prezentuje się pierwsza piątka, którą miałam okazję testować.
Jakie jest Wasze zdanie o tych saszetkach? Lubicie, stosowałyście? A może zachęciłam Was do ich wypróbowania? 🙂
