Po pięknej, złotej jesieni nie ma już ani śladu. Szkoda że tak szybko ustąpiła miejsca szarudze i siąpiącemu wciąż deszczowi, a na domiar złego grasuje orkan o imieniu Grzegorz. Nie pozostaje nic innego jak docenić domowe pielesze, zaszyć się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty i wziąć do ręki książkę. No, ewentualnie telefon, aby przeczytać październikowe Tu i teraz, które publikuję w ostatniej chwili 🙂 Zapraszam!
Tym razem chciałabym zacząć od tego, że minął już miesiąc odkąd przeprowadziliśmy się z bloku do domu. Śmiało mogę stwierdzić, że to była najlepsza decyzja jaką mogliśmy podjąć. Póki co połowicznie żyjemy jeszcze na kartonach, ponieważ zaczęliśmy remont. Markety budowlane to nasz drugi dom, nie jest łatwo to wszystko ogarnąć ale hej! nie narzekam – urządzamy nasze wymarzone miejsce.

CHCIAŁABYM…
Marzę skrycie o tym żeby już wszystko było z powrotem na swoim miejscu. Żeby móc znowu upiec jakieś fit ciacho albo warzywny pasztet (nie mamy podłączonego piekarnika). Żeby rozpakować kartony z kosmetykami w nowej łazience. To zajmie jeszcze sporo czasu, ale powoli wszystko będzie wyglądało jak należy.
CZUJĘ…
Zmęczenie. Ostatnie tygodnie nieźle dały nam w kość. We wrześniu zaliczyliśmy zbiorowe, rodzinne chorowanie które niefortunnie zbiegło się w czasie z pakowaniem i chrztem synka. Było naprawdę mega intensywnie i to też powód dla którego już od dawna nie pojawił się nowy wpis. Po przeprowadzce musiałam się po prostu zresetować, odciąć od wszystkiego i nabrać trochę sił. Dalej nie ma szału ale jest na pewno lepiej niż miesiąc temu
SŁUCHAM…
Ciszy… napawam się nią. Czasem słucham śpiewu ptaków, innym razem uderzania deszczu o parapet. Żadnych karetek na sygnale, żadnych tramwajów za oknem, nie słucham też jak sąsiad się kąpie piętro wyżej. Jestem u siebie 🙂
POTRZEBUJĘ…
A raczej potrzebowałam… nowego telefonu, który sprawiłam sobie jakiś czas temu. Jaka to ulga kiedy wszystko hula i śmiga, pamięć się nie zapełnia w ułamku sekundy, a bateria trzyma dłużej niż kilka godzin. Postawiłam na model Xiomi 4X i mam nadzieję że będzie mi dobrze służył (póki co jestem bardzo zadowolona).
PRACUJĘ NAD…
Nad swoją motywacją do ćwiczeń. Wiem że powinna być wewnętrzna żeby coś z tego było i niby ją mam, ale kiedy przychodzi wieczór i należałoby zacząć, czuję się jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Cały dzień latania za dziećmi, w tym po schodach, z dodatkowym (słodkim ale jednak) ciężarem, to niezły wycisk. Mimo to wiem że to za mało i z całej siły próbuję zacząć robić coś więcej (w końcu zacząć jest najtrudniej, potem wchodzi to już w krew). A Wy ćwiczycie w domu? Jak się motywujecie żeby rozłożyć matę?
CIESZĘ SIĘ…
Wpis który dziś czytacie powstaje w sobotni wieczór i nic nie cieszy mnie w tym momencie bardziej niż myśl o tym że dziś w nocy przestawiamy zegarki. Generalnie bardzo ciężko znoszę zmiany czasu i nie przepadam za tym (wiecie że to już chyba ostatnia zmiana czasu w Polsce?), ale jednak godzina snu dłużej brzmi cudownie! (edit: chyba zapomniałam że takie rzeczy tylko w erze… przed dziećmi ;). Nie ma tego złego, przynajmniej od 19 mamy wolny wieczór).
TĘSKNIĘ ZA..
Trochę obawiałam się czy po przeprowadzce pod miasto nie będę za nim tęsknić. Ale wiecie co? Ani trochę! Jedyne czego już trochę mi brakuje to ładnej pogody i długich, beztroskich spacerów czy przesiadywania w ogrodzie.

UCZĘ SIĘ…
Wciąż uczę się tego, że wszystko w życiu ma sens. Nawet jeśli w pierwszej chwili się załamujemy jakąś informacją, w ostatecznym rozrachunku może okazać się że jeszcze wyszło nam to na dobre. Tak właśnie jest z naszym remontem. Nie mieliśmy robić go już teraz, ale przez nieporozumienie właściciele domu wyprowadzili się z całą kuchnią. Nie pozostało nam nic innego jak zrobić nową, co mieliśmy w planach dopiero na wiosnę. Ale w sumie – po co czekać? Będziemy mieć wcześniej zrobione po swojemu, świeże i pachnące. Wierzcie mi że kiedy dostałam od męża sms-a z tym newsem, byłam totalnie załamana. Brak kuchni przy dwójce dzieci? Ale z pomocą sąsiadów udało nam się zrobić tymczasowe prowizoryczne pomieszczenie spełniające tę funkcję i tak będziemy sobie radzić jeszcze przez kilka tygodni. A to też uczy pokory i cieszenia się z tego co mamy. Doceniam chociażby fakt że mamy zlew, co początkowo nie było oczywiste, a wiadomo że jego brak to spora niedogodność.
JESTEM WDZIĘCZNA ZA…
Za to że udało nam się spełnić nasze ciche marzenie. Za to że wszystko poszło dość gładko i wszyscy dobrze czujemy się w nowym miejscu.
CZYTAM…
Skończę pisać i zabieram się za najnowszą część Millennium „Mężczyzna który gonił swój cień”. Czytałyście? Uwielbiam tę serię i już zacieram rączki na myśl o tej wciągającej lekturze na chłodne wieczory.
OGLĄDAM…
Oglądamy z mężem serial „Lucyfer”, znaleziony w sieci trochę przypadkiem. Nic wybitnego, ale dobrze sprawdza się na ‚odmóżdżenie’ po ciężkim dniu.
CZEKAM NA…
Oj… na dużo rzeczy. Ale chyba trochę już czekam na Święta. Pewnie we własnym domu będą smakować jeszcze lepiej.
