Jeśli czytałyście recenzję książki „Sekrety urody Koreanek”, wiecie że koreański rytuał pielęgnacyjny składa się z dziesięciu kroków. Brzmi jakby zajmowało to wieczność, ale wcale tak nie jest! Chciałam przybliżyć Wam poszczególne etapy, wyjaśnić dlaczego każdy z nich jest istotny a także opowiedzieć o moim rytuale i jego kolejnych krokach. Jeżeli wstęp Was zainteresował i chcecie dowiedzieć się więcej, serdecznie zapraszam do dalszej lektury 🙂
Kiedy zobaczyłam w spisie treści rozdział o koreańskim rytuale pielęgnacyjnym w dziesięciu krokach trochę mnie zmroziło. Pomyślałam że jednak niewiele wiem o pielęgnacji! Na szczęście okazało się że nie jest tak źle, a dziesięć kroków bierze się stąd że poszczególne etapy aplikacji kosmetyków są rozbite na części pierwsze. Na razie brzmi to nieco zagadkowo, więc już przybliżam Wam o co chodzi.

Krok 1 – demakijaż + olejek myjący
Cały tajemny proces zaczynamy od demakijażu oczu i twarzy. To nic zaskakującego, że pielęgnacja zaczyna się od usunięcia makijażu. Oczy zmywamy ulubionym produktem – płynem micelarnym, olejkiem czy mleczkiem do demakijażu lub nasączonymi chusteczkami (ważne aby sprawdzić ich jakość, w końcu będą miały styczność z oczami).
Jak to wygląda u mnie: zarówno oczy jak i buzię myję olejkiem Resibo. Rewelacyjnie zmywa każdy, nawet wodoodporny make-up. O samym produkcie więcej pisałam TUTAJ.
Krok 2 – kosmetyk myjący na bazie wody
Tu pewnie nastąpi zaskoczenie. Zaraz zaraz, przecież twarz została umyta w kroku pierwszym, po co robić to ponownie innym kosmetykiem? Otóż nie powinniśmy pomijać tego etapu, nawet jeśli wydaje się że buzia jest już czysta po pierwszym umyciu. Takie dwuetapowe oczyszczanie pozwala nam dokładnie usunąć wszelkie zanieczyszczenia, które mogą powodować pojawianie się „nieprzyjaciół” na twarzy.
Jak to wygląda u mnie: Tak, myję twarz drugi raz. Jestem jak Koreanki 😀 Inaczej mam wrażenie że jest niedokładnie oczyszczona. Do tego celu używam żelu na bazie wody termalnej Jonzac oraz szczoteczki Foreo Luna (dla zainteresowanych jej recenzja TUTAJ). O samym żelu nie pisałam, jest to dobry i wydajny produkt o przyjaznym składzie, jednak nie odpowiada mi jego zapach (jest dość mdły, czego nie lubię w kosmetykach), więc raczej już do niego nie wrócę.
Krok 3 – Złuszczanie
Peelingi, czy to mechaniczne czy enzymatyczne, pomagają pozbyć się martwego naskórka i dokładnie oczyścić pory z zalegającego w nich brudu. Dzięki zabiegowi złuszczania, kosmetyki aplikowane po jego wykonaniu wchłaniają się jeszcze lepiej. Dobrze więc stosować peeling przed nałożeniem maseczki czy jakiegoś koncentratu o bogatym składzie. Oczywiście nie jest to krok który mamy stosować codziennie, wręcz nie powinno się zbyt często wykonywać peelingu aby nie zdzierać naturalnego płaszcza lipidowego. Raz lub dwa razy w tygodniu w zupełności wystarczy.
Jak to wygląda u mnie: Nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji bez złuszczania! Obowiązkowo wykonuję je przed nałożeniem maseczki (którą ostatnio również robię bardzo regularnie, minimum raz w tygodniu). Moimi ulubieńcami są obecnie Nacomi i peeling migdałowy z Make Me Bio. Ten drugi jest niezwykle delikatny. W słoiczku znajdujemy proszek który rozrabiamy na dłoni z wodą (lub jeszcze lepiej mieszamy z hydrolatem) i tak powstałą papką delikatnie masujemy twarz. Jest naprawdę nieinwazyjny i świetnie sprawdzi się również do wrażliwej cery. Nacomi posiada już nieco mocniejsze drobinki, ale stosowany raz na tydzień nie podrażnia mojej delikatnej skóry.
Krok 4 – Tonizowanie
Tonik wspomaga ostateczne usunięcie zanieczyszczeń z twarzy (jeśli coś przypadkiem ostanie się po dwukrotnym myciu;) oraz przygotowuje skórę do wchłonięcia produktów nawilżających.
Jak to wygląda u mnie: Tonik przez długi czas kojarzył mi się z kosmetykiem nieprzyjemnie ściągającym skórę. Nie przepadałam za ich używaniem, ale wiedziałam że powinnam. I to prawda, tyle że wybierałam złe kosmetyki (zawierające alkohol i inne składniki wysuszające, które podrażniały skórę i powodowały dyskomfort). Od dłuższego czasu jestem fanką hydrolatów, które tonizują a jednocześnie nawilżają skórę. Na ten moment moim faworytem jest hydrolat malina z aloesem Mokosh. Jest po prostu genialny 🙂 Ale o produktach Mokosh będę pisać obszerną recenzję już wkrótce i tam przeczytacie o nim więcej!

Krok 5 – Esencja
Esencja to typowo koreański „wynalazek”. Jest nazywana przez autorkę książki, Charlotte Cho, sercem koreańskiego rytuału pielęgnacyjnego. Są to mocno nawilżające produkty o lekkiej konsystencji, bogate w dobroczynne składniki.
Jak to wygląda u mnie: W Polsce tego typu produkty nie są (jeszcze) zbyt popularne. Esencję można wykonać samemu, na bazie hydrolatu (fajny przepis podaje Kasia, we wpisie w którym rozwija temat esencji). Jednak ja nie będę się na to porywać 🙂
Krok 6 – Ampułki, koncentraty, serum
To produkty o konsystencji gęstszej niż esencja (można powiedzieć że to taka esencja esencji :D). Ukierunkowane są na konkretny problem – rozjaśnienie cery, spłycenie zmarszczek czy walka z niedoskonałościami.
Jak to wygląda u mnie: Ja wielbię produkt, który występuje pod jeszcze inną nazwą, mianowicie eliksir. A dokładniej Extra Rich Beauty Elixier Santaverde. Powalający na kolana zapach i skład w którym nie znajdziemy wody (jedynie 100% składników aktywnych). Produkty Sataverde są tworzone na bazie aloesu, ten jako jedyny z nich go w sobie nie zawiera, jednak myślę że kompozycja olejków (m.in. z pestek moreli, ze słodkich migdałów, z sezamu, z wiesiołka, z dzikiej róży, z marakui, z pomarańczy, z bergamotki, z drzewa herbacianego) wzbogacony witaminą E, wydaje się wystarczająca 😉 Serum (eliksir) ma za zadanie ujędrnić i uelastycznić skórę, pobudzając ją do samodzielnego wytwarzania kolagenu. Genialnie odżywia, nawilża i regeneruje. O tym produkcie przeczytacie więcej w oddzielnym wpisie dedykowanym produktom Santaverde (które przyznaję że pokochałam bardzo szybko). Wcześniej stosowałam serum rozświetlające Iossi, które również serdecznie polecam. Kosmetyk ten świetnie zmiękczał, koił i regenerował skórę. Jedynym zastrzeżeniem jest, że ze względu na zawartość niektórych olejków eterycznych nie powinny stosować go kobiety w I trymestrze ciąży.
Krok 7 – Maseczka w płachcie
W książce Charlotte Cho maseczka występuje pod postacią płachty. To również stricte koreańska „specjalność”, ale przyznam że uzależniająca. Wypróbowałam już kilka takich maseczek i nie jestem zaskoczona, że Koreanki lubią je stosować. Płachta nie pozwala substancjom aktywnym ulotnić się i niejako zmusza je do wniknięcia w skórę. Jest to więc naprawdę dobrze pomyślane! Duży wybór masek w płachcie jest w Hebe, ten temat również będę rozwijać w oddzielnym poście. Ale tradycyjne maseczki wcale nie są gorsze i warto wykonywać je regularnie. Ważne żeby dobrać je do potrzeb skóry, ale to w zasadzie tak jak z każdym kosmetykiem.
Jak to wygląda u mnie: Uwielbiam to jak wygląda skóra po zmyciu maseczki. Świeża, czysta, napięta. Tak jak wspominałam mocno wkręciłam się w te maski w płachcie, a poza tym bardzo polubiłam maseczkę enzymatyczną Ava. Niezwykle istotna w przypadku maseczek jest regularność ich wykonywania. Wiem że w zabieganym życiu ten etap pielęgnacji najczęściej spada na ostatnią pozycje i brakuje nam na niego czasu. Ale warto go znaleźć, w końcu nie potrzeba na to pół dnia! 🙂 Mi bardzo pomaga uczestnictwo w grupie założonej przez Kasię Równy Wyzwanie maseczkowe na Facebooku. Dziewczyny publikują tam swoje selfie w maseczkach, panuje świetna atmosfera i można również wiele się dowiedzieć. Samo przynależenie do grupy naprawdę wzmacnia motywację do wykonywania maseczki co najmniej raz w tygodniu.
Krok 8 – Krem pod oczy
Wiadomo. W „pewnym wieku” krem pod oczy to must have pielęgnacji. Wrażliwa skóra pod oczami wymaga specjalnego traktowania. Dobry krem pozwala dłużej zachować młodość i dobry wygląd skóry w tej okolicy, zapobiega powstawaniu „kurzych łapek”, cieni i opuchlizny. W kremie pod oczy składniki są mocno skoncentrowane i dobrane tak aby nie podrażniać tych wrażliwych obszarów (oczywiście mówię o tych z dobrym składem).
Jak to wygląda u mnie: Krem pod oczy dla kobiety 30+ to już nie fanaberia, to konieczność! Najlepiej zacząć używać go wcześniej, w myśl zasady „lepiej zapobiegać niż leczyć”. Od jakiegoś czasu testuję nowość firmy Mokosh, krem pod oczy z zieloną herbatą. Potrzebuję jeszcze trochę czasu żeby powiedzieć więcej ale zapowiada się świetnie.
Krok 9 – Kosmetyk nawilżający
W końcu… czas na dobrze wszystkim znany krem nawilżający! Jest on szczególnie istotny wieczorem, ponieważ przez noc skóra wchłania wszystkie dobroczynne składniki.
Jak to wygląda u mnie: Wiadomo, bez kremu ani rusz. Odkąd spróbowałam kremów Santaverde (kilka miesięcy temu) nie sięgałam po inne. Nie używałam lepszych kremów i kropka. Wersję medium stosuję na dzień, rich na noc. Więcej informacji o tych produktach już niebawem na blogu!
Krok 10 – Emulsja z filtrem przeciwsłonecznym
Świętość w koreańskiej pielęgnacji, która powinna stać się nią również dla nas! Ogromnie ważne jest aby chronić skórę przed niekorzystnym wpływem promieniowania słonecznego. Aplikację filtru powinniśmy powtarzać w ciągu dnia.
Jak to wygląda u mnie: Przyznaję się, filtr to moja najsłabsza strona, ale obiecuję poprawę. Używam produktu którego nie będę wymieniać (możecie zobaczyć go na zdjęciu), bo jego skład nie jest idealny. Jednak chcę go po prostu skończyć (krzywdy też mi nie robi), a dodatkowo wciąż poszukuję ideału. Genialne recenzje zbiera krem BB azjatyckiej firmy Skin79 z filtrem 50 i poważnie myślę czy się w niego nie zapatrzeć. Taki produkt to perełka – zapewnia wyrównanie kolorytu skóry (ponoć ma również bardzo dobre – jak na krem BB – krycie) oraz chroni przed promieniowaniem. Czego chcieć więcej 🙂

Mam nadzieję że wyciągniecie z tego wpisu jak najwięcej dla siebie 🙂 Ciekawa jestem czy zdecydujecie się wprowadzić któryś z opisanych kroków do swojej pielęgnacji. A może wykonujecie je wszystkie? Chętnie poczytam o Waszych rytuałach, komentarze są do Waszej dyspozycji!

Pingback: Przegląd tygodnia #16 - Rabarbarowo()